Antologia „Nowoświaty”, czyli Rok Lema mniej znany [RECENZJA]

Pod koniec kwietnia do księgarni wydawnictwa SQN cichaczem trafiła antologia zwycięski opowiadań konkursu zorganizowanego z okazji Roku Lema. Aż żal, że tak bez większej promocji, bo… to naprawdę dobry zbiór, chociaż stworzony przez debiutantów i mało znanych autorów!

Tu podpowiem, że możecie kupić Nowoświaty na stronie wydawcy i Empik.com, wyłącznie w wersji elektronicznej, za to w SQN za 4,99 zł (Empik z marżą to już 7,50 zł) 🙂 Z własnej woli „reklamuję”, bo warto się zapoznać!

Ok, wracając do książki. Na antologię pod redakcją Magdaleny Świerczak-Gryboś (swoją drogą pojawiającą się coraz częściej na okładkach i w stopkach fantastycznych książek, magazynów, zinów) składa się osiem tekstów. Z założenia wszystkie sięgają w jakiś sposób po Stanisława Lema: albo bezpośrednio, używając motywów tak lubianych przez naszego wielkiego fantastę, albo cytując go, albo lekko tylko mrugając do nas i wskazując inspiracje w notce od autora. Jako całość zbiór broni się naprawdę dobrze: teksty nie schodzą poniżej niezłego poziomu, a przynajmniej połowę czyta się doskonale. Dokładniej o nich poniżej.

Gwoli uczciwości zaznaczę, że jedno z autorów to mój znajomy/znajoma, ale nie powiem Wam, kto. Wszystkie teksty postarałam się ocenić na takich samych zasadach (w sumie możliwe, że na tę osobę zerkałam nawet ostrzej, bo nie lubię wydawać opinii o pracach swoich kolegów i koleżanek – bo po prostu trudno to robić).

Po kolei: Nowoświaty otwiera klasyczne jeśli chodzi o fabułę opowiadanie Marka Kolendy Dzieci Marii. Autora możecie kojarzyć z Fahrenheita i innych zinów. Od razu zaznaczę, że autor nie odkrywa w nim nic, czego fani SF nie znają: oto dwójka astronautów wraca na Ziemię po trwającej dekady misji, by odkryć, że tajemniczy wirus wymiótł ludzkość. Oni mogą jednak sklonować i odbudować cywilizację gdzieś na innej planecie – jeśli podejmą odpowiednie decyzje. Brzmi znajomo? Owszem. Taki powrót do tradycyjnej, kosmicznej fantastyki sprzed 30-40 lat, nostalgiczny i zgrabnie napisany. Co z tego, że nie ma tu nic specjalnie świeżego, jeśli czyta się super? ¯\_(ツ)_/¯ 

Trochę inaczej jest z kolejnym tekstem, Adaptacją Moniki Fenc. Autorka jest debiutantką i tu czasami przebija się taka delikatna niezgrabność w formowaniu myśli, z deczka zbyt nachalne podsuwanie czytelnikowi odpowiedzi na pytanie „o czym jest ten tekst?”. A o czym jest? O plastiku. O tysiącach i milionach ton plastiku, które duszą – dosłownie – Ziemię i ludzkość na niej dogorywającą. Ale też o pewnej kobiecie, która myślała, że robi coś ważnego, by tego plastiku się z planety pozbyć. To pesymistyczna wizja, wyraźnie inspirowana niepokojem ekologicznym aktualnie, napisana nieźle, ale z potknięciami, o których wspomniałam. Nadal – czytałam z zaciekawieniem. Fenc wyraźnie ma duży potencjał i warto ją obserwować.

O tym mniej więcej jest Adaptacja.

Sylwester Gdela to chyba najbardziej znany z autorów w zbiorze, od lat przewijający się przez magazyny, portale i antologie, a jednocześnie ten, którego najmniej lubię. Mgły nad Atlantis to bardzo sprawnie skomponowany tekst z niezwykłym pomysłem, odbiegający od „stereotypowego” SF, oparty raczej na filozofii. Warsztatowo jest bardzo dobry: bohaterowie są dobrze napisani, wizja realiów niezwykła, a całość pozostawia po sobie pytania… Ale co poradzę, że po prostu nie lubię tego typu fabuł. Nie pozostaje powiedzieć nic poza: dobre, ale nie dla mnie.

Z apokaliptyczno-przyciężkich tematów wyrwał się Michał Antosiewicz. Jego Flaworyści to tekst oparty na bardzo aktualnej kwestii: koronawirusie i tym, że zarażeni tracą… smak i węch. Autor wokół tego pomysłu buduje nowe realia, w których smaku i zapachu (a także związanych z nimi przemysłów) generalnie nie ma, a potem wrzuca w nie nieświadomego niczego astronautę, który wraca na Ziemię po 80 latach misji. Całość jest z jednej strony humoreską, z drugiej satyrą na to, że cokolwiek by się nie stało, niektóre mechanizmy społeczne nie przestaną działać. Warsztatowo dobry – zresztą Antosiewicz już był publikowany w kilku miejscach, nawet w Fantastyce Wydaniu Specjalnym, więc wie, co robić z narracją – i fabularnie ciekawy, wybija się przy tym na tle poważniejszych w wymowie tekstów w antologii.

Team Winiary for live.

DYaB Aleksandry Stanisz to z kolei połączenie cyberpunka z klasyką literatury. Z jednej strony autorka rzuca w nas przede wszystkim Mistrzem i Małgorzatą, którą to powieść jej bohater wykorzystuje w pracy, z drugiej – to niemalże parafraza tekstu Lema Do yourself a book i chyba najbardziej bezpośrednie nawiązanie do twórczości tego pisarza w Nowoświatach. Na szczęście Stanisz wyszła poza zwykłe przełożenie „starego” Lema na „nowszy” język – używając jego pomysłu eksploruje troszkę inne elementy pisarstwa, a także zagrożenia płynące z rozwoju AI. Nie powiem, żeby to opowiadanie wybitnie przypadło mi do serca, ale nie mogę powiedzieć, że jest złe: nie podobają mi się motywy, ale wykonanie owszem.

Dalej mamy Paulinę Rezanowicz i eksperyment z formą w tekście Ostatni mówi „nie”. Znowu jest fabularnie dość klasycznie: ludzkość opuszcza wyniszczaną Ziemię, kolonizując kolejne jej wersje, a na rodzimej planecie chce stworzyć strefę chronioną. Jednak jeden człowiek się buntuje i zostaje. Co teraz? Cóż – odkrywamy wszystko powoli, bo autorka postawiła na formę niebezpośrednią: czytamy po kolei scenariusz reportażu na ten temat, tworzonego po odlocie na kolejną z Ziem, na który składają się przemówienia, wspomnienia, reklamy czy wpisy w social mediach. Z tych puzzli wyłania się obraz, ale niekoniecznie pełen – sami go w końcu rekonstruujemy. Tekst jest przyjemny, forma ciekawa, jeśli się ją lubi (a ja lubię), więc nie mam na co narzekać, daję okejkę aprobaty.

Lech Baczyński i jego Decyzja to chyba najsłabszy tekst w antologii – nie słaby sam z siebie, ale na tle innych wypada gorzej. Ponownie jest tu wykorzystanie bardzo klasycznego motywu (w tym wypadku jakby prościutko z Niezwyciężonego Lema, chociaż autor wspomina, że książki wcześniej nie znał), znowu mamy koniec ludzkości, tym razem spowodowany przez bogatego szaleńca, i ostatnią enklawę ludzi usiłującą przetrwać… Recykling pomysłów nie przeszkadza mi w najmniejszym stopniu, jak widać w powyższych opiniach, ale wykonanie jest tutaj nie do końca sprawne. Trudno polubić bohatera, zrozumieć jego decyzje; wydaje się sztuczny, po części też za sprawą nieco dziwnych opisów i sztywnych dialogów. No najmniej się to udało w Nowoświatach.

Książkę zamyka Marcin Bartosz Łukasiewicz z tekstem A u Lema… – napisanym w formie rozmowy ludzi w tramwaju. Zwyczajna sytuacja okazuje się raczej specjalną, bo – jak się dowiadujemy – za kilka dni kometa ma uderzyć w Ziemię i zapewne zmieść z niej życie, a dyskutanci omawiają możliwe sposoby przetrwania i swoje motywacje. To dobry finisz: ciekawe opowiadanie, napisane dobrze, lekko i z pomysłem, aż samo się czyta.

I tyle. Jak wspomniałam na początku, Nowoświaty to dobra antologia, z niezłymi tekstami – mimo że są potknięcia, to nieduże, a ostateczna ocena musi być jednoznacznie pozytywna. Polecam gorąco, jeśli macie ochotę poczytać trochę SF.

3 myśli w temacie “Antologia „Nowoświaty”, czyli Rok Lema mniej znany [RECENZJA]

  1. Kurcze, zapowiada się to naprawdę ciekawie i porządnie. Tym bardziej nie rozumiem ciszy ze strony wydawnictwa. Jakby rodzic z domu wypuścił w świat dziecko, którego trochę się wstydzi i nie bardzo za studia chce mu płacić.

    Polubienie

Dodaj komentarz