Jedenaste: nie bądź chujkiem, czyli o pobieraniu książek słów kilka [MYŚLI LUZEM]

Kontrowersyjna opinia: ludzie, którzy pobierają nielegalnie książki i jeszcze tego bronią to małe chujki.

Od kilku tygodni przewijają się w książkowym necie teksty o piraceniu i nielegalnym pobieraniu książek. Był tekst Kuby Ćwieka, który nawet udostępniałam, pisarze przygotowali list otwarty do MinKulu o karaniu pobierających, temat podjął Świat Czytników, do tego przewija się to też na blogach, np. tu.

Moja opinia, o ile kogoś interesuje, jest krótka: piractwo (czyli udostępnianie treści) jest karalne, i słusznie. Pobieranie karalne nie jest, a szkoda – bo kto pobiera, chociaż może kupić, ten jest zwykłym chujkiem.

well

Argumentów broniących pobierających jest wiele. Niektóre nawet mają sens. Są miejsca i momenty, gdzie sporo jest grup wykluczonych kulturowo: wsie bez bibliotek, gdzie po opłaceniu oprysków, benzyny i jedzenia zostaje akurat, żeby zapłacić za nowe portki, gdy stare zaczną się przecierać na tyłku. Nastoletni uczniowie ze słabo sytuowanych rodzin – ani nie zarabiają, ani nie mają jak dostać kieszonkowego na książkę. Studenci stający przed sytuacją: jedna ksiązka wymagana do zaliczenia na 80 osób, a nowa kosztuje 120 pln, w e-booku też (pozdrawiam przy okazji wszystkich, którzy ten jeden egzemplarz z BUW czy biblioteki wydziałowej raczą chować w losowych miejscach, żeby ktoś im przypadkiem nie wziął go z półki, gdy wyjdą do domu).

To są sytuacje, które mogą usprawiedliwić nielegalne pobieranie i można je rozważać indywidualnie. Ale co powiecie o innych przewijająych się w dyskusjach? Moje ulubione to:

  1. E-booki są za drogie w porównaniu do książek papierowych (bo przecież e-booka nie musisz napisać, zredagować, przetłumaczyć itp. – dlatego nie warto zapłacić równowartości kawy ze starbunia albo paczki szlugów z puszką Tyskiego).
  2. E-booka nie sprzedam jak przeczytam, a książkę mogę zniszczyć, sprzedać, oddać (oczywiście – to doskonały powód, żeby komuś nie płacić za pracę).
  3. Biblioteki wypożyczają za darmo, a to to samo (nie, od tego są przepisy o dostępności kultury i nauki, biblitoeki pełnią specjalną rolę kulturotwórczą, jawnie kupują książki, nie czerpią jako takich zysków z ich wypożyczania i od jakiegoś czasu autorzy mogą otrzymać wynagrodzenie za wypożyczenia).
  4. Bo nowości są drogie i nie na przecenach, a w bibliotece nie ma (to poczekaj).
  5. Nie zapłacę, bo nie wiem, czy mi się spodoba (jak idziesz do McDonalda po nową kanapkę, to nie płacisz, bo nie wiesz, czy ci posmakuje, prawda?; ps – taki pro tip: istnieją darmowe fragmenty, na których można potestować).
  6. Oni nic na tym nie tracą przecież, bo i tak bym nie kupił (no to po co ściagasz, skoro najwyraźniej nie lubisz tego autora czy nie podoba ci się styl autorki?)
  7. Ale to jest legalne!

facepalm1

To chyba mój ulubiony argument za pobieraniem z wątpliwych źródeł. To, że coś nie jest karalne, nie oznacza, że jest etyczne i dobre. Alkoholizm jest legalny. Trzymanie psa na krótkim łańcuchu jest legalne. Sprzedawanie przez telefon magicznych garnków i superabonamentów starszym ludziom jest legalne. Istnieje cały gros czynności, które sa jak najbardziej legalne, ale etycznie powodują zgagę. Jeśli męczysz psa, jesteś chujkiem. Jeśli wciskasz siedemdziesięcioletnim, niedosłyszącym babciom abonament Telekomuniakcji Polskiej Nowej, który „ma nic nie zmienić, będzie pani płacić mniej”, jesteś chujkiem. Jeśli wpadasz w nałóg i się nie leczysz, jesteś bardzo nieszczęśliwym i szkodliwym dla otoczenia człowiekiem. Jeśli świadomie pobierasz nielegalnie książki i żerujesz na czyjejś pracy, bo możesz, to kim jesteś?

not-good

Mimo to nie jestem za penalizacją pobierania – nie dlatego, że uważam, że nie trzeba, ale dlaego, że egzekwowanie takiego przepisu byłoby raczej trudne. Nie ma do tego zaplecza, zdarzają się przypadki, które bez nielegalnych źródeł byłyby wykluczone kulturowo, dodatkowo bywają osoby, które najzwyczajniej nie wiedzą, że pobierają coś nielegalnie; ba, czasem za to płacą i są przekonane, że wszystko jest OK. Weźmy chociażby głośny przypadek dziennikarki i wykładowczyni akademickiej, swego czasu członkini KRRiT, która płaciła za Chomika, bo uważała go za sklep:

Image result for Teresa Bochwic chomikuj

Proponuję raczej: edukować. Edukować, co jest ok, a co nie, za co płacimy, a za co nie, jak wpływa pobieranie na twórców, gdzie można za darmo pobrać legalnie i co oraz w wkwestii tego, że jeśli nie będziemy płacić i kupować, to pisarze przestaną pisać, a wydawnictwa wydawać – bo za darmo nikt nie lubi pracować.

Więc tłumaczę i proszę: kupujcie.

Zdjęcie główne: Darkday via Flickr

PS – wiem, że wiele osób nie zgadza się z moim podejściem. Cóż, to Wasza opinia, nie musimy się zgadzać. Nie musimy też ze soba rozmawiać i się lubić 🙂 

3 myśli w temacie “Jedenaste: nie bądź chujkiem, czyli o pobieraniu książek słów kilka [MYŚLI LUZEM]

  1. >Więc tłumaczę i proszę: kupujcie<.

    Czyli wypożyczający w bibliotekach albo od znajomych to też "chujki"? Wszak też nie płacą za książki… A jak w bibliotece jeden tytuł znajdzie stu czytelników, to jaka strata dla wydawcy i autora.

    Ba, śmiem twierdzić, że w pewnych okolicznościach piractwo jest dobrodziejstwem dla wydawcy. W jaki sposób? Weźmy np. wydawnictwo Rebis i jednego z ich autorów – Raymonda E. Feista. Rebis wciąż publikuje jego cykl o Kelewanie i Midkemii. Problem jest taki, że pierwsze tomy cyklu wyszły w roku 1996 i od tamtej pory nie były wznawiane. Sądzę, że obecni czytelnicy nowych pozycji z cyklu, to albo weterani (pewnie nieliczni), czytający go od lat ponad dwudziestu, albo nowi, którzy zapoznali się z pierwszymi tomami dzięki chomikowi czy pebx. W ten sposób piratowanie starych części cyklu, nakręca sprzedaż nowych części.

    A prawnie, moim zdaniem, jest to uregulowane OK – to że Ćwiek nie chciał dochodzić swoich praw, to problem jego i wydawcy. NIe chciało się wobec jednego udostępniającego, a będzie się chciało wobec stu pobierających – zamiast ciągać się po sądach z jednym, lepiej ze stoma? Wszak ten jeden powinien zapłacić za każde pobranie wg ceny okładkowej książki. I może Ćwiek pozować na szlachetnego, ale powinien mieć też świadomość, że w ten sposób niejako rozzuchwala pirata.

    Polubienie

  2. Mam wrażenie, że każda opinia wywołuje nieprzystająca do niej burzę, ale trudno, wypowiem się. Najwyżej potem będę tego żałować.

    Są sytuacje (o których rzetelnie wspominała autorka wpisu), kiedy pobieranie książek z nie do końca legalnych źródeł, jest w pewien sposób usprawiedliwione: brak dostępności czy brak gotówki. W sytuacji, w której koszt książki potrafi zapewnić jedzenia na kilka dni.. no cóż. wybór jest prosty.

    Kiedy jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zwyczajnie wejść do księgarni i kupić książkę, a mimo to wybiera się metodę na gryzonia, to wtedy jest się chujkiem.

    Ale o tym autorka też pisała.

    Ogólnie autorka przytoczyła sporo mądrych, rzeczowych i rozsądnych argumentów, o rzetelności i obiektywizmie już nie wspominając. Żadna ze stron nie jest przez nią specjalnie gloryfikowana ani potępiana, dlatego też nie rozumiem, czemu się tego nie dostrzega.

    Kiedy byłam biedną studentką pobierałam i czytałam takie książki na równi z namiętnym korzystaniem z okolicznych bibliotek. Miałam farta. Duże miasto, dużo nieźle zaopatrzonych bibliotek, ale nie zawsze wszystko się dostało. Stąd korzystanie z metody gryzonia. Aczkolwiek cała masa z tych nie do końca legalnie przeczytanych książek, zdobi moją biblioteczkę. Pisarz też człowiek i też musi zarabiać, żeby żyć. Żeby zarabiać, musi sprzedawać swoje książki. Więc kupuję. Kupuję namiętnie i nałogowo, bo chcę żeby dany pisarz pisał dalej.

    Dlatego też powtarzam za autorką wpisu: jeśli macie taką możliwość, kupujcie książki. Nowe tytuły powstają także dzięki Wam

    Polubione przez 2 ludzi

Dodaj komentarz