Anna Lange „Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu”

Wbrew tytułowi ta książka to nie kryminał w klimatach urban fantasy. I nieco zaskakująco – jedna z najlepszych polskich książek fantastycznych wydanych w 2016 roku.

Chociaż to ostatnie może być mylące. 2016 jest dość słaby pod tym względem – poza bardzo skromną liczbą perełek, jak powieści Radka Raka i Krzysztofa Piskorskiego, większość tegorocznych wydawnictw to rzeczy mocno średnie.  „Clovis LaFay” wybija się tu świeżym pomysłem, fajnymi realiami i przyjemnym ujęciem magii. Jednak to debiut, więc nie obyło się bez błędów.

Fabuła w zasadzie jest nieskomplikowana: wiktoriański Londyn, okolice roku 1870. Magia jest faktem, wyższe sfery uczą się jej w szkołach – oczywiście tylko mężczyźni. Clovis LaFay, młody nekromanta o w sumie gołębim sercu syn słynnego maga, ma bardzo… skomplikowaną sytuację rodzinną, od starszego od siebie o 30 lat brata, który go nienawidzi, po bratanka-psychopatę. Pewnego dnia zbieg okoliczności popycha go do odnowienia starej przyjaźni z Johnem Dobsonem, obecnie nadinspektorem policji przy Scotland Yard odpowiadającym za wydział ds. przestępstw magicznych. Clovis ochoczo zgadza się na współpracę z policją i pomoc w egzorcyzmowaniu ghuli i wyszukiwaniu duchów.

Historia jednak nie jest „kryminałkowa”. Nie będzie to ani powieść proceduralna, z kolejnymi sprawami w kolejnych rozdziałach, ani kryminał jako taki. To raczej opowieść o pewnej bardzo dysfunkcyjnej rodzinie z wyższych sfer i problemach, jakie z jej powodu ma tytułowy bohater. Sporą rolę odegra tu nie tylko magia, ale też zaskakująco dobrze sportretowany podział klasowy ówczesnego społeczeństwa i obyczajowość rządząca licznymi sferami życia. Autorka pokazała, jak ciasny gorset tego, co wypada, krępował jej bohaterów z dobrych i bardzo dobrych rodzin i jednocześnie jak łatwo było go ominąć, żeby popełnić naprawdę obrzydliwe czyny.

3d-widok-lafayclovis.jpg

Żeby nie było za dobrze – jak wspomniałam na początku, błędy były. Zwłaszcza na początku powieści widać sporo stylistycznych i konstrukcyjnych potknięć, jakby autorka starała się przekazać coś, ale sama nie do końca wiedziała, o co jej chodzi, co w efekcie daje dłużyzny, dziwne przeskoki akcji i czasu („o, to minęły dwa tygodnie nie trzy dni? Jak to?”) oraz niezręczności fabularne. Co prawda im dalej, tym lepiej – problemy natury formalnej dotyczą raczej pierwszej ćwiartki „Magicznych akt Scotland Yardu”, jednak wielu mogą odstraszyć, ostrzegam. Drugim błędem jest… wątek romantyczny. W sumie „romantyczny” w cudzysłowie. Równie dobrze mogłoby go nie być i nikt by nie zauważył różnicy. Rozwija się – o ile można to nazwać rozwojem – nieubłaganie, skokowo i bez sensu. Postaci rozmawiają, pożyczają sobie książki, po czym okazuje się znienacka, że są zakochane i będzie zapewne ślub. Co? Jak to? Po co? Dlaczego?

Mimo to nadal uważam, że to jedna z lepszych wydanych w tym roku polskich powieści. Ciekawa jestem, co Anna Lange (to pseudonim, gdyby ktoś się zastanawiał) wytworzy dalej – jak na debiut „Clovis LaFay” był naprawdę porządną książką, bardzo dobrze rokującą i – co tu kryć – bardzo przyjemną w odbiorze.

  • Anna Lange „Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu”
  • Wyd. SQN Imaginatio
  • Sierpień 2016
  • 448 stron

7

3 myśli w temacie “Anna Lange „Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu”

Dodaj komentarz