„Fantom” – dwumiesięcznik fantastyczny. Pierwszy numer jest… średni

W końcu usiadłam do tekstu o Fantomie – nowym magazynie fantastycznym, którego pierwszy numer ukazał się pod koniec kwietnia. W ogólnym rozrachunku jest trochę fajnych rzeczy, trochę kiepskich i wychodzimy na zero.

Podsumuję krótko. Zacznijmy od pozytywów

  • oprawa graficzna – jest nowocześnie, całkiem ładnie, wszystko na błyszczącym papierze. Sporo całostronicowych ilustracji, sporo elementów graficznych w tekstach (wyimki, małe grafiki itp.), czasami wręcz za dużo – ale wygląda to całkiem dobrze i dynamicznie. Są też błędy, o tym za chwilę
  • opowiadania – są ok. Nie porwały mnie specjalnie, ale czytało się to to przyjemnie. Są generalnie cztery teksty: Gumofilc Andrzeja Pilipiuka – trzystronicowy, leciuchny tekst o Wędrowyczu, Dziady Jana Madejskiego – klimatyczny, przyjemny w odbiorze, podszyty nutką grozy, Tancerka i żandarm Andrzeja A. Sawickiego – chyba najciekawsze opowiadanie w magazynie, chociaż nie każdemu przypadną do gustu tego typu motywy anielskie. Ostatnie to Lawliet Anny Szumacher – najdłuższe w Fantomie, ale też szybko mnie zanudziło. Ostatecznie jest ok – literacko numer nie porywa, ale też nie jest źle. Przydałoby się jednak podawanie więcej niż jednego zdania informacji o autorze.
  • publicystyka – szeroki dobór tematów, w sumie rozstrzelony i bez motywu przewodniego, ale masa tu wywiadów, artykułów. Zaskoczyło mnie sięgnięcie do… YouTube. Chodzi o dwa wywiady z nieznanymi mi wcześniej twórcami wideo, Lindybeige i Komisarzem Binkovem. To było fajne. Sporo tekstów było też po prostu ciekawych.
  • korekta – niezła. W stopce podpisał się pod nią Marcin Węcławek, którego kojarzę ze światkiem komiksowym (o ile się nie mylę). Mając w pamięci surowe teksty niektórych z autorów z Fantoma chwalę: bardzo dobra robota.
  • fragmenty powieści – to oczywiście element marketingu, ale fajnie, ze znalazło się na nie miejsce. Mamy tu przedpremierowe wyimki z 4 powieści i kawałek komiksu.

Fant3.jpg

Wady, wady, wady…

  • recenzje – a dokładnie brak podpisu pod nimi. Ok, panowie redaktorzy, recenzujecie i to miłe, ale skąd ja, biedny żuczek, mam wiedzieć, kim jest MP, a kim AP? Mogę się domyślić, że być może chodzi o naczelnego, Adama Podlewskiego, ale czy na pewno? Bo może to Adam Przechrzta? Albo ktoś, kogo nie kojarzę zupełnie, nowy redaktor, fan z któregoś klubu fantastyki? Dla mnie to oznacza anonim, a więc recenzję bez sensu, bo nie gwarantuje mi, że opinia jest miarodajna i godna zaufania.
  • brak podpisów zdjęć – to może pierdoła, ale lekko mnie odrzuciła. Pracowałam ładnych parę lat w jednej z największych redakcji prasowych w Polsce. Nie było mowy, żeby a) nie podać autora zdjęcia, b) nie napisać, co na tym zdjęciu w ogóle jest. Tu źródła mamy w połowie przypadków, a info, co znajduje się na fotce, to chyba zbytni luksus… Przykład? Poniżej.
    • Owszem, tekst jest o Klubie Tfurców i domyślam się, że na fotce są autorzy z tegoż – ale którzy? Ten to chyba Grzędowicz, ale na pewno? A to Ziemkiewicz? A ten trzeci? Przecież jako hipotetyczny nowy czytelnik nie muszę ich znać z twarzy, a i zdjęcie do nowych nie należy, poza tym jest malutkie.
    • Takich nieopisanych fotek wyrwanych z kontekstu, a więc dla mnie, czytelnika, bezwartościowych, jest masa.

Fant.jpg

  • dziwnie umieszczone fotki – poza tym, że nieopisane i niepodpisane, zdjęcia często były po prostu kiepsko rozmieszczone. Pełne szczegółów, ale malutkie, na środku tekstu. Po co? Już lepiej dać wyimek, logo albo sam logos filmu, który fajnie by wyglądał. Szczególnie że problem pojawiał się tylko w niektórych tekstach (np. w tym o studiu Ghibli), a inne artykuły były ładnie obrobione. Przykład różnic poniżej.
Fant4
Maleńki, ciemny obrazek na środku strony…
Fant6a
…i fajnie graficznie ograny wywiad. O co kaman?
  • nierówne teksty – w publicystyce mamy lekki chaos. Tematów jest dużo, ogranych głównie wywiadami (to już zaliczyłam na plus), ale są od Sasa do Lasa. Na dodatek nierówne:
    • wspomniany już tekst o Ghibli to generalnie długi zbiór recenzji filmów studia ułożonych chronologicznie, poprzetykanych garścią informacji historycznych, generalnie nic, czego osoba troszkę zainteresowana tematem już by nie wiedziała
    • dla odmiany temat numeru, czyli rustykalny horror, to naładowana informacjami interesująca pigułka wiedzy historycznoliterackiej. Nierówno!
  • ciekawostki – pojedyncze strony, jedna z ciekawostkami w stylu nieszczęsnego magazynu Focus, druga ze „słowem na niedzielę” od twórców. Nie widzę celu istnienia tych elementów. Po co otwierać dwumiesięcznik informacją, że 70 lat temu w kosmos wyleciał Sputnik, a po nim Łajka (jakaś data może chociaż?), albo że w styczniu złożono projekt nazwania warszawskiego zagłębia biurowego „Mordorem”? Odautorskie życzenia powodzenia dla czytelników i Fantoma też są raczej kuriozalne.

Fant2.jpg

Podsumowując – jest średnio

Fantom sprawia na pierwszy rzut oka miłe wrażenie, jest w nim też trochę interesujących tekstów, ale po bliższych oględzinach widać sporo do poprawki. Są to głównie kwestie techniczne (tych zdjęć nie odpuszczę), ale też widoczny na stronach chaos. Mamy temat numeru, ale niewiele do niego nawiązań, mamy masę fajnych wywiadów, ale każdy o czym innym, mamy publicystykę, ale też nierówną.

Z pewnością sięgnę za dwa miesiące po kolejny numer zobaczyć, czy redakcja znalazła jakiś wiążący wszystko pomysł, poprawiła niedociągnięcia i zebrała ciekawe teksty. Jeśli nie, to raczej odpuszczę sobie kupowanie i zostanę przy starej, dobrej Nowej Fantastyce.

6 myśli w temacie “„Fantom” – dwumiesięcznik fantastyczny. Pierwszy numer jest… średni

        1. Hm, na papierze w sumie nie ma wyboru – ale mamy masę magazynów online. Darmowych 😀 Smokopolitan trzyma niezły poziom, jest nielubiane przeze mnie Creatio Fantastica, do tego Szortal, Brama, Grabarz Polski. Niedawno też SOFA wydała numer o fantastyce 😀

          Polubienie

  1. Serdecznie dziękujemy za te słowa. Nie obrażamy się, ale słuchamy z pokorą. Drobiazgów takich jak podpisy pod zdjęciami, czy podpisów autorów poprawiamy z miejsca, nad innymi uwagami się zastanowimy. Pozostaje nam poradzić, abyście sprawdzili nasz postęp w numerze drugim (przełom czerwca i lipca).
    Redakcja

    Polubione przez 1 osoba

  2. Spokojnie, nie ma co sięgać po drugi numer. Kupiłem go dzisiaj i się załamałem – te same problemy, o których napisałaś. Tylko strata pieniędzy…

    Polubienie

Dodaj komentarz